Moja przygoda z poezją rozpoczęła się w dość nietypowy sposób. Można by rzec, że to los zdecydował, dosłownie i w przenośni. Pewnego dnia,
a było to już bardzo, bardzo dawno temu, kupiłem los w księgarni. Wygrałem książkę, wiersze Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Tak więc los sprawił, że wierszowa kraina uśmiechnęła się do mnie. Kilka lat później, w jednej z lokalnych gazet, ukazał się mój pierwszy wiersz. Niestety, od kilka lat w wierszowym piórze brakuje atramentu… Czy coś się wypaliło? Tego nie wiem. Wiem jednak na pewno, że to właśnie poezją sprawiłem mojej nieżyjącej już, kochanej Mamie, wiele radości. To także wierszom mogę dziękować za to, że odnalazłem najwspanialszą kobietę na świecie. Czy to mało? Czy los w loterii był tylko dziełem przypadku? Zapraszam do przeczytania moich literackich zmagań, które rozbitym lustrem rozsypały się po mojej duszy. Na stronie możesz także przeczytać moją nowelę: Deszcz szczęścia oraz wiersze Zosi Pągowskiej. Zachęcam również do odwiedzenia strony autorki, gdzie każdy miłośnik poezji znajdzie na pewno coś dla siebie.
Poniżej znajduje się wybór kilkunastu moich wierszy. Wszystkie teksty zamieszczone na tej stronie są mojego autorstwa. Kopiowanie oraz rozpowszechnianie ich bez mojej zgody jest zabronione.
Kocham Cię Mamo
za wszystkie pochylenia
nad moją kołyską,
za krople łez, na Twoim
pomarszczonym policzku
i za wszystkie bruzdy na czole.
Kocham Cię Mamo
za wszystkie Twoje myśli,
za to, że nimi wciąż
przy mnie jesteś,
za zapach Twoich pierników
i za magię wszystkich świąt.
Kocham Cię Mamo
i spieszę się z tym,
aby Ci to powiedzieć,
choć czasem tak trudno
nakłonić jest serce
do najprostszych zwierzeń.
Pod parasolem z gwiazd
zapadła cisza nocna.
Do szyby przyklejona twarz
tej nocy nie chce spać.
Na parapecie wspomnień
plecami do mnie, księżyc siadł.
Spod sennych powiek, grzechem w dół,
na ziemię jedna z gwiazd upadła.
Pokory wzrokiem spojrzałem w blask
złotowonnego nocy rodzica.
Dotknąłem chwili, złapałem czas
będąc po drugiej stronie księżyca.
Okiennice do nieba
otwarte na oścież.
Wycieram gwiazdy
z okien zamyślenia.
Błogostanu otchłań,
zanurza się w ciszy.
nawet Bóg się zdumiał,
podejrzanie milczy.
Opuszczam powieki
żaluzją westchnienia.
Serce pocałował
niemowa wykrzyknik.
Po pierwszych, kilku małych zakrętach
wyszliśmy na prostą, słoneczną aleję.
Choć wytężam wzrok, nie widzę nic,
prócz nisko już zachodzącego słońca.
Za nami cienie, dwa kraje obce,
przed nami świat przepaścią spadł.
Nie wrócim wstecz, nie pójdziem w przód,
więc spójrz mi w oczy i uczyń cud.
Jestem aktorem niemej sceny,
prowincjonalną marionetką,
którą na rękę życie wkłada
w codziennym teatrzyku cieni.
Nie chcę już sznurków i uśmiechów,
gestów już dawno bez znaczenia.
Na piersi napis wieszam wielki:
dzisiaj nie będzie przedstawienia.
– Wiosna –
Pierwsze gesty obojętne,
Pierwszy uśmiech od niechcenia,
Pierwsze myśli, co natrętnie
Budzą w sercu mym marzenia.
Pierwsze kwiaty dane wiośnie,
Pierwsze noce w stosach wierszy,
Pierwszy spacer, gdzie radośnie
Pocałunek skradłem pierwszy.
– Lato –
Świat ma barwy kolorowe,
Płynie dziś potokiem tęczy,
Wszystko piękne jest i nowe,
Nic nie martwi mnie, nie męczy.
Wszystko krzyczy, wszystko śpiewa,
Kwiaty w owoc się zmieniły,
Pod ciężarem gną się drzewa,
Ptaki gniazda już uwiły.
– Jesień –
Złotem płoną chwiejne kłosy,
Jabłko spadło zbyt czerwone,
Słońce krótsze ma już włosy,
Deszczu krople płyną słone.
Owoc został już zerwany,
Dziś usycha na mej półce,
Świat jest szary, zapłakany,
Żegnać trzeba się jaskółce.
– Zima –
Znikły ptaki, liście spadły,
Długie, mroźne są wieczory.
Przyszedł starzec dziwnie zbladły,
Na to samo, co ja, chory.
Wszystko jest mi obojętne,
Żyję tylko od niechcenia.
Myśli zimne i posępne,
Dziś nie wierzą już w marzenia.
Czas, malarz artysta,
narysował domek mały
jest w nim wszystko, prócz dymu,
który nie płynie z komina.
Natłokiem spraw
spalamy się,
płomieniem codzienności.
Koroną z gwiazd
zatrzymaj czas,
ustami namiętności.
Podaruj mi
jedną z tych chwil,
przy blasku świec, płomienia szept,
bo tak bym chciał
dotykiem ciał,
dwa serca w jednym ciele zmieścić.
Ty i ja, ja i Ty,
Chmur górnolotnych pieśń skrzydlata.
Szukamy się zaklęci w sny,
Wyrwani z objęć wszechświata.
Lecz grzechu nie wart owoc ten
Co ziemi spijał brudy.
Więc proszę! Przeklnij tamten dzień,
Lub ze mną ponieś jego trudy.
Jesień szepcze liśćmi, spada drżące słowo
I wiruje, krążąc mi nad głową.
Lecz nim spadnie, szepcze mi do ucha:
Wszystko przemija – i oddaje ducha.
Dotykam gładkiej fali
twego ciała,
spojrzeniem z uśmiechu.
Szeptem budzę zmysły.
Drżysz, na ciepłym wietrze
mojego oddechu.
Zarzucamy nasze ramiona
pierwszym falom namiętności.
Toniemy jednym ciałem
w otchłani z nicości.
Tej burzy nikt już
nie jest w stanie powstrzymać.
Nasze usta,
zatopione na dnie
oceanu miłości,
spragnione,
piją siebie
sztormem pożądania!
……….
Wstało słońce…
Patrzymy długo,
przez mgłę spełnienia,
w nasze nienasycone oczy.
Czas dla nas,
już nigdy nie będzie
miał znaczenia.
Witaj myszko!
Klikam do Ciebie
klawiaturą zapotrzebowania
na miłość.
Programem do obróbki
ludzkich uczuć
skompresowałem serce.
Teraz zmieści się
do mailowego
załącznika.
Oczekuję Cię
na monitorze
naszych tęsknot.
Pamiętaj, że zawsze
będę Cię kochał.
Twój na wieki,
PC.
Porzuconych w kącie zabawek
Nie podniesie już żadna siła.
Choć pamięć z żółtej fotografii
Krótkim wspomnieniem dziś ożyła.
Przeglądam lata co minęły,
Czasy młodości, piękna, zrywu,
Na których chwile z mej pamięci
Zasnęły w dłoniach obiektywu.
Cóż znaczy jedna chwila
w przepastnej wieczności,
a jednak są chwile,
tylko chwile radości.
Cóż znaczy jedno ziarno
piasku na pustyni,
a jednak to jedno ziarno,
szczęśliwym mnie czyni.